Szczere wyznanie Michała Koterskiego. „Dostałem specjalne zaproszenie od Maryi”
W dolnym kościele na Łazienkowskiej 14 w Warszawie przez ostatnie dwa i pół roku było niezwykle tłoczno. Przez stworzoną w tym miejscu przez fundację „Oczami Nieba” domową noclegownie przeszło prawie trzy tysiące uchodźców z Ukrainy. Każdy z nich otrzymał darmowy nocleg, jedzenie i wsparcie prawne. To właśnie to miejsce i ludzie, którzy je współtworzyli oraz ci, którzy znaleźli tam drugi dom zostali unieśmiertelnieni w książce „The War of Our Times”. Publikacja jest już dostępna na Amazonie dla czytelników z całego świata.
W rozdziale „Wiara czyni cuda” czytamy: „Paradoksalnie rosyjska inwazja na Ukrainę okazała się impulsem do bezprecedensowego otwarcia dwóch narodów na siebie nawzajem. Wydaje się, że nigdy wcześniej w historii Ukraińcy nie byli tak bliscy Polakom. Putin swoją agresją osiągnął coś, czego nie dały rady zmienić lata dyplomacji. Noclegownia stała się przestrzenią spotkań osób, które w innych okolicznościach nie miałyby szansy się poznać”.
Agnieszka Kawiorska, aktorka i założycielka noclegowi na Łazienkowskiej 14 wyznaje, że nigdy nie była w Ukrainie. – Nigdy też jednak nie było we mnie strachu przed uchodźcami. Teraz, po poznaniu tak wielu osób z najróżniejszych części tego kraju, uważam, że są to bardzo dzielni ludzie. Wojna trwa tak długo, a oni pozostają spokojni, nie poddają się. Podziwiam ich za siłę. Kobiety przyjeżdżają same z dziećmi, bez mężczyzn, bez perspektyw na życie, a potrafią zachować nadzieję. Ukrainki są bardzo ciepłe, dostałam od nich wiele dobrych słów. Po zebranych doświadczeniach mam wobec Ukraińców bardzo dużą sympatię – stwierdziła.
Autorzy poprzez czternaście reportaży starali się ukazać obraz wojny widziany oczami zwykłych ludzi: realia rosyjskiej inwazji na małe miejscowości, głód, strach, życie Ukraińców na terenach okupowanych i proceder porywania dzieci w głąb Rosji, los pacjentów onkologicznych oraz kondycje ukraińskich rodzin.
„Nie jest to analiza geopolityczna ani publikacja socjologiczna. Nie jest to również relacja bezpośrednio z frontu, ponieważ wszystkich naszych bohaterów poznaliśmy już w Warszawie. Zdecydowaliśmy się na formę reportażu, aby oddać głos przede wszystkim naszym bohaterom. Staraliśmy się ukazać historie zarówno uchodźców, którzy przeszli przez Noclegownię, jak wolontariuszy, którzy im pomagali” – czytamy we wstępie do publikacji.
Dla zagranicznych czytelników skala polskiej pomocy Ukrainie, ale również realia wojny i mentalność postsowieckiego świata mogą okazać się szokujące. Dodatkowo publikacje uzupełniają pełne emocji czarno-białe zdjęcia Jakuba Szymczuka, wieloletniego fotografa prezydenta RP. Książka kończy się wywiadami z aktorami, którzy współtworzyli noclegownie: Rafałem Mroczkiem, Miśkiem Koterskim i Cezarym Łukaszewiczem. To osobiste rozmowy na temat znaczenia działań charytatywnych, a także o wierze i walce z nałogami.
Oto fragment wywiadu z aktorem Michałem Koterskim:
Maria Kądzielska: Nie byłoby Noclegowni, gdyby nie było wspólnoty Królowa Pokoju. Zgadzasz się z tym?
Michał Koterski: Tak, zdecydowanie. Początek historii o Noclegowni sięga aż do naszego pierwszego wyjazdu do Medjugorie. Istnieje oczywiście tyle opowieści o tej pielgrzymce, ile osób jechało tymi autokarami. To jest moja opowieść. Dostałem specjalne zaproszenie od Maryi do Medjugorie. Mój związek przeżywał kryzys, siedziałem na Kanarach i cierpiałem z tego powodu. Wtedy zadzwoniła Agnieszka Kawiorska, którą znałem z planu, ale byłem z nią na: „cześć, cześć”. Prosto z mostu powiedziała: „Jedź z nami do Medjugorie”. Tak szczerze, to niespecjalnie wiedziałem, co to w ogóle jest za miejsce. Jednak nauczyłem się w mojej drodze do trzeźwości, aby łapać Bożą rękę, jeśli On ją do mnie wyciąga.
Jak mówisz o tym z takim przekonaniem, to zdaję sobie sprawę, że mojego małżeństwa też by pewnie nie było, gdyby nie ten wyjazd. Pamiętam, jak na mszy inaugurującej ksiądz Dominik powiedział, że mamy spodziewać się nieoczekiwanego. Wtedy Maciek Koper (mój obecny mąż) odwrócił się, zobaczył mnie i niemal padł na zawał. Co było twoim nieoczekiwanym?
Przede wszystkim to, że to jest pielgrzymka autokarowa. Wpłaciłem kasę, a nawet nie dopytałem o szczegóły. Ostatni raz, jak jechałem gdzieś autokarem, to było po liceum, pod Londyn, żeby zbierać truskawki. Jeszcze namówiłem kolegę aktora, by pojechał. „Cezary, będzie super!”. Okazało się, że droga do Medjugorie to dwadzieścia godzin. Trzeba było przełamać wygodnictwo, do którego się już przyzwyczaiłem. W dodatku nie minęła połowa drogi do Katowic, a tu wjechały pieśni uwielbieniowe i tamburyn w ruch: „Jezus, twoim przyjacielem”. Wtedy pomyślałem: „Jezu, przeginasz. Jak oni tak będą trąbić całą drogę, to ja wysiadam”.
Jednak nie wysiadłeś i jeszcze zatrzymałeś Cezarego. Tym sposobem wszyscy dotarliśmy na miejsce. Pamiętasz, co najmocniej poruszyło cię w Medjugorie?
Pierwsza oznaka, że zaczęły dziać się dziwne rzeczy, to kiedy Czarek zniknął na całą noc. Początkowo podejrzewałem, że poszedł na podryw. Ale nie wracał. Przy śniadaniu ktoś mi powiedział, że pości i leży pod drzwiami Chmielewskiego, czekając na spowiedź. Nie mogłem w to uwierzyć. „Co tu się wyprawia?” – pytałem sam siebie. Drugi cud to była sprawa mojego palenia. Wtedy już nie piłem alkoholu, ale wciąż paliłem jak smok.
Dokładnie 29 grudnia poszliśmy na Górę Objawień, tam ksiądz Dominik poprowadził dla nas minirekolekcje. Tego wieczoru coś mnie tknęło, aby samemu jeszcze raz ruszyć na tę górę. Gdy szedłem sam, z latarką, nagle poczułem, jakby coś szarpnęło mnie za płuca. Zacząłem charczeć i niemal wymiotować. Zorientowałem się, że coś ze mnie wyszło. Nagle poczułem nieopisaną ulgę w płucach. To się stało momentalnie. Od tamtej pory już nie zapaliłem papierosa. Już mnie więcej nie ciągnie.